poniedziałek, 5 sierpnia 2013

To uczucie, gdy książka wbija w fotel.

Raczej powinnam napisać w poduszkę, ale taki nagłówek brzmiałby zupełnie dziwnie:) Mowa oczywiście, o Pożegnaniu Jesieni. Już nie raz zachwycałam się Witkiewiczem, przybliżałam jego biografie, a każdy wpis można byłoby streścić w jednym słowie: Czytajcie nasze dobra narodowe. O ile czytałam tylko jego dramaty, to niedawno przeczytałam książkę. Tak, na początku byłam w szoku, że jak to Witkacy pisze książki. Szczerze? Nie mogłam sobie tego wyobrazić. I miałam racje. Książka, a raczej manifest schyłku pięknej dwudziestoletniej Rzeczpospolitej nie jest zwykłą książką. Why? Sprawa jest prosta. W konwencjonalnej książce, najważniejsi są bohaterowie. Gdzie idą, co robię, jak potoczy się ich życie. Witkiewicz ma głęboko gdzieś tą całą formę, która sprowadza się do tego co jedzą bohaterowie i z kim się prześpią. Za to go uwielbiam. Bohaterowie, otoczenie, to sprawy drugorzędne. Liczą się idee, które chce przekazać. Bohaterowie są nośnikami idei, tworzą jedno wielkie przesłanie...
Jakie? Nam, ignorantom, na wskroś przesiąkniętym dwudziestym pierwszym wiekiem, sprawy komunizmu, rewolucji, samobójstwa, Boga, miłości- tej mentalnej i cielesnej, są obce. Znaczy, większości populacji wydaje się, że wcale nie są obce, ale gdy w szkole mają przeczytać Szewców, zmieniają butki i idą na wagary. Witkiewicz, po mimo że był uznawany za wariata, rozumiał te sprawy, nie gorzej niż nie jeden filozof. Pewnie dlatego wielu uważało go za dekadenckiego ćpuna, który otworzył sobie żyły na Polesiu ( jak pięknie śpiewał Kaczmarski- Link poniżej)
Hmm wiem że moja recenzja jest trochę nieskładna i bardzo niekonwencjonalna (o ile to w ogóle można recenzją nazwać), ale nadal pozostaję pod wrażeniem książki przeczytanej w niedzielną noc. Nie czytajcie jej w nocy, bo potem nie zaśniecie. Nie będziecie myśleć o bohaterach, o tym co mogło się wydarzyć, a nie wydarzyło. Pomyślicie o sobie jako o światkach permanentnej rewolucji i jej bezsensie, aż w końcu zrozumiecie piękno i tragizm Witkacego. 
Tak w ogóle, to zastanawiam się dlaczego on i Gombrowicz nie zostali wieszczami narodowymi. Jakoś ich przepowiednie spełniały się lepiej niż Mickiewicza, aczkolwiek na Mickiewiczu się wychowałam i nie ujmuje mu nic z należnego mu szacunku, a Witkacego poznałam jako dorosła osoba i mogłam go w pełni zrozumieć. O zgrozo, gdybym przeczytała go pięć lat wcześniej.
 Za możliwość przeczytania dziękuję:
 
Autor: Stanisław Ignacy Witkiewicz
Tytuł: Pożegnanie Jesieni
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy, 1983 (egzemplarz był zalany czymś różowym i składał się z pięciu części oraz zapisków zdesperowanego ucznia)
Liczba stron:  292
Ocena: 6/6 (a w sumie to brakło skali)

12 komentarzy:

  1. O rany, jak ja kocham Witkacego. :-) "Pożegnanie jesieni" już mam za sobą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytałam nie wiem też czy jest to książka dla mnie. Z drugiej strony wypadałoby przecierać nowe szlaki, zatem może kiedyś :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba muszę zawrzeć bliższą znajomość z "Witkacym", bo od czasu "Szewców" nie miałam przyjemności z nim obcować:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witkiewicza znam tylko z "Szewców", czystej formy i jako katastrofistę. Jednak chciałabym go poznac z tej innej strony, jaką przedstawiłaś w swojej recenzji.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie znam twórczości tego autora, ale po twojej recenzji i powyższych komentarzach widzę, że warto to zmienić.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam jedynie "Szewcow", ale mam parę jego utworów. To była oryginalna osobowość.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ups... Głupio się przyznać, ale jestem jedną z tych osób, która w liceum olała i nie przeczytała "Szewców" ;D Nawet już nie pamiętam dlaczego, ale chyba bardziej byłam zmęczona lekturą grubachnych tomiszczy pozytywistów, a nie że książka mi się nie podobała... Trzeba będzie jego i Gombrowicza kiedyś nadrobić, skoro Ty i inni blogerzy tak polecacie, ale o ile "Ferdydurke" leży gdzieś tam na półce i czeka na właściwy dzień, o tyle Witkacego chyba nic w domu nie mamy (a jeśli mamy to jest dobrze zakonspirowane). Poczekam, aż kiedyś wpadnie mi w ręce, a póki co jestem w gotowości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja miałam zupełnie na odwrót, od Lalki i Potopu trzymałam się bardzo daleko :)

      Usuń
  8. Ja dopiero będę w liceum, ale dzięki Tobie, wiem by nie omijać tej lektury. Jeśli nawet nie będę miała żadnej jego ksiazki jako lektury, na pewno za którąś się zabiorę. ;)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zamierzam do twórczości tego Pana wrócić po latach. Miałem przyjemność grać w szkolno - licealnej adaptacji Ferdydurke :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym to zobaczyć :) Byłam kiedyś na Szewcach w teatrze, jeden z lepszych spektakli jakie widziałam.

      Usuń

Każdy komentarz jest dla mnie cenny i pozwoli mi pisać jeszcze lepsze teksty.