wtorek, 23 lipca 2013

Magia starych filmów.

W sumie mogłabym napisać baaardzo starych filmów, starszych od mojej babci. Mianowicie chciałabym zrecenzować film pt. Duck Soup czyli Kacza Zupa. Film znowu z polecenia przyjaciela, znowu się nie zawiodłam, aczkolwiek po jego obejrzeniu zaczęłam wątpić w poziom swojej inteligencji. 
Film, jest krótki, zawiera się zaledwie w 70 minutach. Ostatnio, jak widać po moim blogu mam trochę mało czasu, na recenzowanie wszystkiego co qlturalne. Kacza Zupa to komedia satyryczna, w której wystąpiła grupa aktorów o pseudonimie bracia Marx. Pewnie nie znacie tej grupy. Magia kina przedwojennego, bowiem film pochodzi z 1933:) Jak głosi wikipedia.org film znajduje się na 85 miejscu w rankingu filmów AFI. Owy ranking opiera się na głosach 1500 aktorów i znawców kina. Została opublikowana w 1998r. z okazji stulecia kinematografii. Wracając do naszej zupy... Czterech bohaterów, o dziwnych imionach, zabiera nas do jeszcze dziwniejszego państwa o nazwie Freedonia, która boryka się z dzisiejszymi problemami, takimi jak kryzys gospodarczy i społeczny. Państwo może uratować zastrzyk gotówki od starszej pani Teasdale, której spadek po mężu, przekracza wielokrotnie budżet zadłużonego państwa. Staromodna kobieta, oczarowana wdziękiem Rufusa, jednego z mieszkańców Freedoni, udzieli pożyczki pod warunkiem że ten zostanie prezydentem. Niestety jak to z władzą bywa, często dochodzą do niej idioci. W myśl zasady Kto błądzi ten rządzi, Rufus nadużywa władzy, szasta pieniędzmi i wypowiada wojnę sąsiedniemu państwu Sylvani (hm.... skąd my to znamy, czyżby rządy PiS-u, ach wybaczcie mi polityczne smaczki). Ni mniej ni więcej film wyśmiewa dyktaturę i to w jaki sposób dochodzi się do władzy oraz to co robi się z władzą nieograniczoną. Absurd, ironia i groteska sprawia że film ogląda się naprawdę przyjemnie. Poza tym komizm sytuacyjny i słowny jest niepowtarzalny. Nie spotkamy go w dzisiejszym polskim czy amerykańskim filmie. Kolejna sentymentalna podróż do przeszłości. Niestety, mam mały problem z filmami klasycznymi. Chyba przesiąkłam już dziewiętnastoletnim życiem w popkulturze, dlatego na niektórych sytuacjach musiałam się skupić aby je zrozumieć (jak dobrze że film można przewinąć). Niestety zauważyłam kilka mankamentów ekranizacji. Część scen, szczególnie tych z udziałem mima Harpo, tworzona jest w myśl zasady: rób wszystko co jest bezsensowne. Niby sentymentalne, takie trochę w stylu Chapilna, ale z drugiej strony nieco toporne i banalne. A jeśli już o Chaplinie mowa, film ośmiesza dyktatury, tak samo jak bardziej znana ekranizacja pt. Dyktator, tyle że recenzowana przeze mnie pozycja, powstała siedem lat wcześniej. 
Film świetny, zważywszy na realia i możliwości techniczne, w jakim powstał. Obawiałam się, że klasyk mnie zawiedzie. Nie zawiódł, a co więcej, kiedyś do niego wrócę.
Mam trochę zaległości w czytaniu, ponieważ szukam straconego czasu. I jestem dopiero w drugim tomie, ach ten Proust.
Scenariusz: Bert Kalmar, Harry Ruby
Reżyseria:Leo McCarey 
Rodzaj: komedia, satyra, muzyczny
Premiera: 17.11.1933
Ocena: 4/6

12 komentarzy:

  1. Czytasz Prousta? Podziwiam. Mnie to przeraża, ale w planach mam. Gdy zamieścisz recenzję, może i ja się w końcu za "W poszukiwaniu straconego czasu" zabiorę. Co do filmu- nie mam zdania o starych produkcjach, ale chyba pora je sobie wyrobić.
    Jeżeli mogłabym Ci coś polecić, wydaje mi się że spodobała by Ci się książka Jonathana Carolla - "Kraina Chichów". Taka odskocznia od Prousta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za Prousta też bardzo długo się zabierałam, ale założyłam sie z moim przyjacielem (tym samym co polecił mi recenzowany filmxD) że przeczytam przez wakacje wszystkie siedem tomów. A żeby trochę odpocząć po takiej literaturze czytam Canavan Gildie Magów, ale z czystej ciekawości sięgnę po Carolla :)

      Usuń
  2. Ja aż tak starych filmów nie oglądam, lubię za to te z Audrey Hepburn mogłabym je oglądać i oglądać (jeśli nie oglądałaś nic jej to polecam "Szaradę" i "Jak ukraść milion dolarów" moje ulubione z nią wraz ze "śniadaniem..." rzecz jasna ;D) no i lubię jeszcze te z naszych czasów ale opowiadające o tych starszych (i znów muszę Ci polecić kolejny film :D jest to nowa wersja filmu Hitchocka "Rebeka" z 2008)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oglądałam tylko ''Śniadanie..'' no i bardzo mi sie podobało, szczególnie ta balkonowa scena :)

      Usuń
  3. O filmie nie słyszałam, ale nic dziwnego, bo ja przy starych filmach po prostu się męczę. Wszystko się tam dzieje baaardzo powoli i z namaszczeniem. A może ja po prostu na takie filmy trafiam?

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię takie filmy! Nie widziałam go, z chęcią bym zobaczyła!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja niestety nie jestem zwolenniczką starych filmów, aczkolwiek przyznam, że przez przypadek kiedyś obejrzałam ,,Janosika'' i akurat on się się spodobał.

    OdpowiedzUsuń
  6. też lubię sięgać do starych filmów, a nawet bardzo, bardzo starych. pewnie go już widziałaś, ale jeśli tak się nie zdarzyło to serdecznie polecam ci Podróż na księżyc. film ma zaledwie 12 min, ale jak weźmiemy pod uwagę rok produkcji i wykonanie, robi wrażenie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakoś nie ciągnie mnie do starych filmów, ogólnie mało czasu mam nawet na nowe, całkowicie poświęcam czas wolny czytaniu ;)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Czasami sięgam do starych filmów, ale o tym nawet nie słyszałam. Może kiedyś obejrzę, kto wie:)

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja bardzo lubię stare filmy, zwłaszcza ich plakaty! Tego akurat nie znam, ale tytuł brzmi zabawnie (podobnie jak pożyczka udzielona pod warunkiem zostania prezydentem). ;) Zanotowałam, w wolnej chwili obejrzę.

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz jest dla mnie cenny i pozwoli mi pisać jeszcze lepsze teksty.