środa, 28 sierpnia 2013

Biografia czy hagiografia polskiego Sarmaty?

Granica między tymi gatunkami jest płynna. Marta Sztokfisz, przez trzysta trzydzieści stron opisała życie legendy polskiego kina. Ile w nim prawdy, a ile mitologizacji?

Jerzego Hoffmana, zna niemal każdy. Na jego filmach wychowywały się pokolenia Polaków. Ekranizacje Potopu czy Pana Wołodyjowskiego były wytchnieniem, od obszernych szkolnych lektur dla niejednego maturzysty. Jego filmy takie jak: Uwaga Chuligani, Prawo Pięści ubarwiały komunistyczną rzeczywistość. Dorobek reżyserski pana Jerzego jest ogromny: Doktor Honoris Causa Instytutu Filmowego w Moskwie, zdobywca sześciu Nagród Ministerstwa Kultury i Sztuki, laureat siedmiu Złotych Kaczek, nominowany do Oskara. O jego twórczości można o nim pisać obszerne tomiska, pełne analiz gier scenicznych. Marta Sztokfisz, odbiegła nieco od tej formuły, mniej skupiła się na pracy reżyserskiej, a bardziej na życiu osobistym, rodzinie i wspomnieniach. Dlatego, w jej biografii pt. Jerzy Hoffman, Gorące Serce, znajdziemy pikantne szczegóły dotyczące życia, pracy i charakteru, człowieka, który przez kinowy ekran edukował nie jednego rodaka.
Marta Sztokfisz, z zawodu dziennikarka, specjalizująca się w biografiach. Opisywała życie Marka Grechuty czy Edyty Klein. Jest również autorką cyklu scenariuszy filmów dokumentalnych. Gorące serce jest jej ostatnią książką. Powstała dzięki setkom rozmów, z ludźmi, którzy znają pana Jerzego najlepiej: zaprzyjaźnionymi aktorami, znajomymi z dawnych lat, ludźmi kultury i sztuki tj. Anna Dymna czy Daniel Olbrychski, a także samym reżyserem i jego trzecią żoną, Jagodą. Praca nad książką, zbiegła się z ekranizacją ostatniego filmu Hoffmana, Bitwa Warszawska, 1920. W rozmowie z PAP, Sztokfisz mówiła:
„Nie jest to publikacja poświęcona twórczemu dorobkowi Hoffmana. To opowieść o życiu wyjątkowego człowieka. Wszyscy znają filmy Jerzego Hoffmana, ale o jego życiu publiczność wie niewiele. Teraz ma okazję je poznać. Pośmiać się i wzruszyć".
Biografia jest pełna anegdot, refleksji i życia w trudnych czasach, syberyjskich mrozów czy peerelowskiej rzeczywistości. Sztokfisz przedstawia czytelnikowi, postać nietuzinkową i barwną. Jerzy Hoffman, to współczesny Sarmata lubiący dobrze jeść i jeszcze bardziej popić alkohol. Przy okazji romantyk, niejednokrotnie z nostalgią wspominający drugą żonę Rosjankę, Walentynę, której dedykował Ogniem i Mieczem. Szarmancki, kulturalny, w razie potrzeby potrafiący ustawić do pionu aktorów i przyjaciół. Typ dowódcy, jak mówiła o nim jedna z aktorek samiec Alfa. W wielu dykteryjkach, autorka przedstawia Hoffmana, jako leadera, który potrafił skupić wokół siebie ludzi. Od dziecka przywódca grupy, ale pełen dyscypliny, wychowany w rygorze przez ojca oficera. Jego charakter ukształtowany przez wojnę i lata spędzone na Syberii, kształtowały jego charakter. Lubiący imprezować, towarzyski, ale kiedy trzeba pracowity zdyscyplinowany perfekcjonista.
Człowiek idealny, przy którym bledną inne postacie? Podczas czytania biografii, pióra pani Marty można odnieść takie wrażenie. Autorka bezkrytycznie podchodzi do tematu, do tego stopnia, że negatywne cechy pana Jerzego, Sztokfisz przedstawia w pozytywnym świetle. Rozrzutność, niepotrzebne wydawanie pieniędzy…? Nie, polska gościnność, honor i gest, usprawiedliwia wydawanie pieniędzy na: bale, imprezy czy prezenty dla żony. Sam reżyser, mówił, że Charlie Chaplin nie miał powodzenia u kobiet, bo był skąpy. W ten oto sposób tłumaczona jest większość zachowań, które u innych byłby uznane za złe czy niejednoznaczne, w książce przedstawione są, jako śmieszne anegdoty, a czasem nawet zalety albo zasługi. Pan Hoffman pije, ale się nie upija, jeśli krzyczy to tylko w słusznej sprawie, a prośby żony w stylu: Nie wpieprzaj tego wieprza to nie przejaw obżarstwa czy łakomstwa, ale sarmackość i staropolskie zasady przeniesione do dwudziestego pierwszego wieku. W opisywaniu życia i twórczości wielkich ludzi nie chodzi o wyciąganie przysłowiowych: brudów czy szarganie opinii twórcy polskiej kinematografii. Jednakże, niektóre anegdoty czy dykteryjki miały być śmieszne, a wyszły na sztuczne i przesłodzone. Biografia, to nie hagiografia, nie może idealizować, a tymczasem czytelnik ma wrażenie, że czyta o krystalicznym człowieku, niemal mitologicznym herosie, który na wszystko potrafi znaleźć złoty środek.
Ni mniej, ni więcej, po mimo kilku mankamentów książka jest interesująca. Lekki barwny język powoduje, że trudno się od niej oderwać. Bardziej wrażliwych czytelników mogą denerwować przekleństwa, średnio, na co drugiej stronie. Rekompensuje to szata graficzna, fotosy z planu filmowego i momenty, które potrafią rozbawić do łez.
Czytałam już lepsze, bardziej obiektywne i dopracowane biografie. Z twórczością Marty Sztokfisz spotkałam się pierwszy raz. Dowiedziałam się wiele, nie tylko o życiu pana Hoffmana, ale o polskim kinie, aktorach i pracy reżysera. Przez palce brałam, niektóre wyidealizowane historie, ale ze szczerym zainteresowaniem czytałam o burzliwym życiu pana Hoffmana, zsyłce na Syberię, kolorowaniu peerelowskiej rzeczywistości, czy miłości do żon i córek. Pan Hoffman ma dystans do siebie i do swojej pracy, co najlepiej ujął w słowach:
Kiedyś reżyserowie pili w 4d, dziś kręcą filmy w 3D

Książka warta uwagi i godna przeczytania. Po mimo kilu niedociągnięć zainteresuje niemal każdego. My Polacy, często nie doceniamy, a co gorsza często nie znamy twórców rodzimej kultury. Dlatego książka Sztokfisz powinna być obowiązkową lekturą, dla każdego widza Potopu czy Pana Wołodyjowskiego
Za możliwość przeczytania egzemplarza recenzecnckiego serdecznie dziękuję:




Efekty mojej współpracy recenzenckiej, sprawdzę jeszcze raz przecinki i posyłam do wydawnictwa :)

15 komentarzy:

  1. Może i każdy powinien ją przeczytać, ale ja jakoś nie mam na nią ochoty. Może to się kiedyś zmieni:)

    OdpowiedzUsuń
  2. zbyt przesładza? Nie dziwie się jej, proces za znieważenie kogoś może pisarce nie wyjść na zdrowie. czytałam książkę napisaną przez technicznego zespołu Queen, takie luźne, zabawne wspominki, i on od razu na wstępie zaznaczał, ze nia ma kasy na procesowanie sie z muzykami, więc nie napisze nic co by mogło im się nie spodobać... Książka zresztą wcale na tym nie traci, bo i autor, i muzycy są najwyraźniej wyjatkowo tolerancyjni... Filmem za bardzo się nie interesuję, oglądałam "Ogniem i mieczem" i było niezłe, ale już "Bitwa Warszawska", jak słyszałam od zaufanych ludzi, jest kiepska.

    OdpowiedzUsuń
  3. To zdecydowanie książka nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo rzetelna recenzja i doceniam twój trud w nią włożony, jednak tematyka tej książki w ogóle mnie nie zaciekawiła, dlatego wybacz, lecz spasuje.

    OdpowiedzUsuń
  5. Może kiedyś przeczytam. Wydaje się całkiem ciekawa. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nominuję Cię do Libster Blog Award!

    OdpowiedzUsuń
  7. Lubie Hoffmana filmy - i to by było na tyle:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nigdy nie przebrnęłam przez Potop czy Pana Wołodyjowskiego, więc i tę książkę sobie odpuszczę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie , ale na szczęście oglądałam filmy a na maturze nie było Potopu :)

      Usuń
    2. A ja uwielbiam całą "Trylogię" i książki i film, książki zdecydowanie bardziej:)

      Usuń
    3. Podziwiam, bo ja wymiękłam już na Ogniem i Mieczem ;)

      Usuń
  9. Czytałam całą trylogię Sienkiewicza i oglądałam filmu. Z chęcią bym zajrzała do tej książki.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jest bardzo ciekawy wywiad rzeka z Hoffmanem: "Choffman. Huligana żywot własny". Polacam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Miałam ją w rękach, ale po przeczytaniu kilkunastu stron nie przypadła mi do gustu i odpuściłam ją sobie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Widać, że napracowałaś się nad tą recenzją- jest co czytać ;) Jerzego Hoffmana znam tylko z lekturowych ekranizacji, które nie były moimi ulubionymi, dlatego nie jestem fanką tego pana ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz jest dla mnie cenny i pozwoli mi pisać jeszcze lepsze teksty.